On
szył jak chciał nitkę trzymał niedbale
rozsypał
przy tym guziki po całej podłodze
wcale
się nie trudził by zdjąć miarę
latem
na podwórzu grałem w piłkę
coś
do mnie krzyczał z daleka machał rękami
głowę
odwracał kilka razy
nic
nie zrozumiałem
rano
nie przebudził mnie warkot maszyny
powietrze
było wolne od nikotyny
kilka
kwiatów martwych stało w wazonie
na
wyprężonych plecach czarnego stołu
i
stercząca fotografia z betonowej ściany
odbijała
się w lustrze pustej szafy
a
kropla ta co jeszcze była w kranie
teraz
jak igła wbita w palec
runęła
z całą siłą
raniąc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz