Zajechałem
wczesną wiosną do Reszla to małe miasteczko, gdzie rynek środkiem
się ścieli jak obrus na kwadratowym stole, a ratusz na nim jak tort
urodzinowy strojnie ubrany. Ponad rynkiem wieża kościoła patrzy na
wszystko dumnie jakby pilnowała tu porządku. W Reszlu są wąskie
ulice ciasno jest i życie ciasne a ludzie tu dziwnie chodzą
wolno z opuszczona głową, nigdzie się nie śpiesząc,
pozostały tu brukowane ulice może dlatego są uważni,a może
są uduchowieni niczym wieża kościoła, jakby pod ciężarem
uginały się im plecy. Kiedy pod górę zmierzałem w okolicę
cmentarza przy kaplicy stała gromadka ludzi i chorągiew widziałem
czarną z białym krzyżem, szarpaną bezkarnie wschodnim
wiatrem. Wcześniej mijałem szpital pomyślałem wtedy - jak tu
blisko jest życie,kiedy komuś w Reszlu powietrze zaszkodzi albo za
ciasno się zrobi może swobodnie odpocząć tak blisko wszędzie
nieopodal. Młodzi dla których świat jest jeszcze wielki dla
tych, którzy wiary nie stracili że można żyć więcej nie
koniecznie ciężej wracają do domu by się poszczycić, by
sąsiadów podrażnić kurzem innym na butach z o wiele szerszej
ulicy. W Reszlu są czarne latarnie, które jasnym
światłem drogę wytyczają tym spóźnionym którzy teraz przez
wielkie drzwi szklane w murze wychodząc wiedzą czym jest plotka.
Pod tymi drzwiami ludzie tacy co im w życiu nie wyszło, tacy
co to już wcześnie rano wstają by zająć miejsce na rogu i przez
dno butelki próbują zobaczyć plamy na wschodzącym słońcu albo
szczyt kościelnej wieży, to miasta tylko sieroty zapatrzone w
stertę dopalających się śmieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz