Translate

wtorek, 9 kwietnia 2013

Spotkanie




Minęła siódma bar mleczny na ulicy 1 Maja otwarty. Ruszyłem w jego kierunku jak bym był głodny lub spragniony. W tym barze spotykaliśmy się zawsze rano przed szkołą pracą, wykładem w drodze do nich lub w drodze do innych miejsc tego miasta. Ten punkt był tak istotny na mapie naszych wędrówek, że nikt bez niego ruszyć się dalej nie mógł, tak jak by to była stacja paliwowa lub warsztat naprawczy. Siedzieliśmy na końcu dużej sali tuż przy oknie. Latem było to miejsce obserwacji, piękne widoki śmiało odkrywających swoje wdzięki kobiet. Zimą gorzej, wiało przez to okno i ktoś nawet bukiet serwetek w szparę wepchnął, latem ktoś inny kawałek po kawałku skubał tak jak by nie wiedział że jeszcze będzie zima w tym roku. Spytałem dlaczego my zawsze siedzimy tu na końcu w samym rogu sali, odpowiedz była bardzo prosta
-chcesz słuchać ciągle głosu pani Helenki?
Leniwe proszę, leniwe mówię odebrać, pomidorowa do odbioru, placki raz. Gdyby ona to jeszcze tak życzliwie i gdyby to tak brzmiało dźwięcznie, gdyby to była melodia skowronka porannego ptaka, a nie budzika natarczywego który nic innego nie robi tylko przypomina że czas wstać i kości zwlec na podłogę znaleźć pion w tym rozchwianym początku dnia. Ona to tak z wyrzutem tak jak by ktoś pani Helence kazał krzyczeć, by ten drugi zrozumiał że ona tu najważniejsza persona a pozostali to tylko non grata. Siedząc tak w samym rogu na rozeschniętym krześle, tak siedząc jak się siedzi przed drzwiami kina czekając na seans lub prokuratora czekając na przesłuchanie cicho że słychać przelatującego komara który chwile temu pił krew owego i zaskoczony żyje, zapatrzony w szybę a przez nią na tą ulicę i na bruk na te kamienie na tych świadków niemych wydarzeń zapatrzony tak dla samego zapatrzenia. Myśli moje kłębiły się co dziś z tym dniem zrobić co z nim zrobić z tym najeźdźcą powszednim jaką broń przed nim wytoczyć by był jeszcze bardziej leniwy jak go zmęczyć żeby nie uciekł żeby był zdobyty, uwieziony a pod koniec rozstrzelany i zapomniany bez żadnego śladu ani mogiły. Chwilę po tej myśli ktoś poderwał się krzycząc - jedziemy do Braniewa! Pociągiem do Braniewa nie tak zwykle nie tak prosto tylko przez Tolkmicko, Frombork po jednym torze tak niezwykle po jednej nitce przy samym brzegu zatoki. Pomysł został zaakceptowany przez większość wtedy pierwszy raz poznałem słowo demokracja, biorąc pod uwagę że pomysłodawcą był Waldek kawał chłopa który nie posiadał szyi. Jazda po jednym tylko torze w jedną stronę już była czymś wielkim, wszyscy więc ruszyliśmy w stronę dworca do tego pępka świata, do tego centrum smrodu już tylko hol kasa bilet peron gwizdek i odjazd. Przedział nasz jakby na nas tylko czekał, jakby był zadowolony że już nas ma. Wygodnie jak w loży teatralnej gdyby nie ten zapach, ale co tam zapach teraz się miesza w kłębach papierosowego dymu. On nie narzeka lecz toczy się posłusznie a w ramach okna zmieniają się obrazy. Patrzę na ten świat za nim i patrzę na ten świat z nim jaki on cholernie jest ładny. Wyszedłem na korytarz trzymałem się uchwytu okna bladego ze strachu że je otworze, że wpuszczę to powietrze to świeże zatokowe słoneczne ciepłe powietrze, które czeka by nas napaść by nas zniewolić i dopaść tak abyśmy pragnęli więcej i już bez niego żyć nie mogli i już chciałem szarpnąć uchwyt kiedy dostałem olśnienia, odwróciłem głowę. To nie jest możliwe pomyślałem, to nie może być ona, podobna jest tylko do niej. Stała tam sama na tym korytarzu na tym samym,zaledwie trzy może cztery metry ode mnie, a ja ją już widziałem metr ode mnie kilka centymetrów na wyciągnięcie ręki
-zapalisz? wyjąłem paczkę papierosów
-palisz a nie wyglądasz na kogoś kto pali
Tak mi przez myśl przebiegło jak wygląda ktoś kto pali o kim ona myśli do kogo mnie porównuje. W jednej chwili pradziadek stanął mi przed oczyma z papierosem pod sumiastym wąsem tak mam wyglądać jak on pomyślałem. Tak kiwałem głową tak jakbym się przyznał do czegoś co nie zrobiłem i taki mnie jakiś wstyd ogarnął chyba się zaczerwieniłem, jak dziecko przyłapane na kłamstwie, nerwowo zacząłem szukać zapałek stukając się dłońmi po kieszeniach
-nie ja nie palę ale Ty możesz otworzę Ci okno – uśmiechnęła się
Jak ona to powiedziała „nie ja nie palę ale Ty możesz otworzę Ci okno” Ona otworzy dla mnie okno pomyślałem. To właśnie okno mi otworzy na ten świat na ten świat zatokowy na widok bezkresny na wodę na wiatr na ten wiatr słoneczny ciepły wpuści to powietrze a ono mnie udusi. Ona mi otworzy to okno brudne, zrzuci je szarpnięciem w dół rozerwie te szare zasłony swoją delikatną dłonią i zobaczę ten świat jej kolorowy świat zobaczę z nią. Wsadziłem papierosa do ust zapaliłem zapałkę i jeszcze chwilę wzrok w nią wtopiłem, a później już tylko zaciągnąłem się dymem tak jakbym chciał płuca rozsadzić. Jakbym chciał cały od środka popękać, jak jakiś bezużyteczny gliniany garnek od środka rozerwać płuca rozerwać czaszkę wybuchnąć rozsypać się kawałkami po korytarzu.
-wiesz będziesz się śmiał ale chcę Ci coś powiedzieć
Spojrzała na mnie trzeci raz tak samo, liczę te razy liczę te spojrzenia jakby nic w życiu nie mogło zdarzyć się milszego i jakbym już nigdy nie miał w życiu okazji do liczenia spojrzeń. Tak jak się czeka na koniec czegoś przyjemnego i się liczy sekundy gdy ono trwa aby nie zniknęło, aby nie uleciało i chce się by trwało nieprzerwanie a ono się kończy niespodziewanie bez uprzedzenia
- dokąd jedziesz?
Co mam jej odpowiedzieć przecież nie to że walczę z dniem z tym najeźdźcą który co dzień mnie atakuje i zwycięża i kładzie mnie na łopatki nieprzytomnego. Dokąd jadę dokąd ten pociąg jedzie dokąd ten wagon ten przedział dokąd wszyscy jadą jak mam jej to powiedzieć.
-do miasta- uśmiechnęła się
-możesz mi obiecać że nie będziesz się śmiał jak Ci to powiem
-dobrze obiecuję
-potrafię przepowiadać przyszłość nie wierzysz mi prawda?
Zadając to pytanie wzrok jej przeszył moje ciało że poczułem ucisk gdzieś w krtani odwróciła twarz w stronę okna w jednej chwili włosy kruczoczarne opadły na smukłe ramiona a wzrok utkwił nieruchomo w szybie
-podaj mi rękę nie będę patrzyła na Ciebie nie będę patrzyła Ci w oczy tylko podaj mi rękę tak bym ją czuła
Kim ta dziewczyna jest skąd się wzięła na tym korytarzu co chce mi powiedzieć i dlaczego akurat właśnie mnie tysiące pytań przebiegło przez moją głowę napotykając pustkę nie docierając do ust
-boisz się ?
-nie ja się bardzo rzadko boję
-więc podaj mi dłoń  
Poczułem jej dotyk na swojej dłoni, poczułem jej miękkie opuszki palców tulące moje obejmujące i oddające swoje całe ciepło które rozchodzi się po całej dłoni wędruje po ramieniu i ogarnia całe moje ciało. W jednej chwili poczułem jakbym stał na zielonej pachnącej kwieciem łące. Słyszałem przelatujące obok trzmiele, głos ptaków a dokuczliwe słońce przestało drażnić oczy a ona stała obok trzymając mnie za rękę tak jakby chciała mnie przeprowadzić na drugą stronę po zielonej trawie
-chodź pokaże Ci życie
Szarpnęło usłyszałem pisk hamulców oderwałem głowę od oparcia.
-podaj papierosa Waldek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz