Nad brzegiem jeziora
-Szczęść Boże
-Bóg zapłać, Bóg zapłać Panie
-Biorą? spytałem jakbym chciał na
samym wstępie rozmowy
go zdenerwować lub dać upływ jego
zachwytowi nad zdobyczą,
jednak grymas twarzy uprzedził
odpowiedź
-Drobnica Panie, sama drobnica bawią
się ze mną jak z dzieciakiem
-Trzeba być cierpliwym, tak patrzeć
na nieruchomy spławik na wodzie
-Oj tak Panie, trzeba ja już tak
trzydzieści lat trzymam kija nad wodą
-To długo już Pan wędkuje
-Tak Panie długo, tak dla spokojności
Panie
poprawił czapkę chowając garść
siwych włosów opadających jeszcze chwilę temu na spalone słońcem
czoło
-Ja tak Panie dla spokoju kij mocze,
dla spokoju
Jaki on musi być spokojny pomyślałem,
skoro trzydzieści lat długich
wpatruje się w spławik oczekując na
rybę, na szczęśliwy dzień
-Pali Pan? - ręką sięgnął do
kieszeni wyjmując paczkę papierosów
-Pale
- No to zapalimy
- Zapalimy potwierdziłem stanowczo
sięgając po papierosa
- Ja Panie pale już ze trzydzieści
lat, tak dla spokojności
-Dla spokojności - powtórzyłem - w
myślach jeszcze raz - jaki on musi być spokojny
kiedy rano przypala papierosa i tak
przed śniadaniem do kubka czarnej kawy spokojnie pali
- Kiedyś to Panie był czas wypić, zapalić, z kobitą czas był zatańczyć, to były Panie
- Kiedyś to Panie był czas wypić, zapalić, z kobitą czas był zatańczyć, to były Panie
czasy, było na wszystko człowieka
stać jak pracował, a moja Lidzia ona to umiała Panie zatańczyć
jak poszliśmy na zabawę, to ani
jednego kawałka nie przepuściła i nie tam takie jak dziś wygibasy
tylko walce, tango Panie, skoczna była Panie mówię, skoczna była
moja Lidzia i jak wspomnę ją w tej białej sukni, to mnie tak w
dołku ściska że strach.
Powiał wiatr, spławik na chwile się
schował pod wodą i wypłynął po chwili
- Widzisz Pan bawią się ze mną,
drobnica Panie, drobnica – pokiwał głową pokręcając żyłkę
- Nie znam się na wędkowaniu, nawet
nie próbowałem tego robić, nie miałem czasu by usiąść
spokojnie nad wodą
-Tak? a na czym się Pan znasz?
Myśli przebiegły mi w głowie jak
białe konie po gorącym piasku pustyni szukające oazy, co mam
odpowiedzieć, jak powiedzieć by nie zostać uznanym za dziwnego
człowieka, a może głupiego
- Na niczym tak myślę, że na
niczym, tak dobrze się nie znam
- Żartowniś z Pana, nie można na
niczym się nie znać, nie ma człowieka co by na niczym się nie
znał, piekarz się zna na wypiekaniu chleba, stolarz na drewnie,
grabarz na pochówku, i widzisz Pan jeden nakarmi drugi trumnę
zrobi, a trzeci pod ziemię schowa. Tak panie, a jakby się nie znali
na niczym to co by było? Nie ma Panie takiego człowieka, co się na
niczym nie zna.
Poprawił czapkę spluwając przed
siebie
- Tak to prawda
Jak mam powiedzieć że, przestałem
się znać na życiu i wszystkim co je otacza, na rybach i na
ludziach, a stoję tu przed nim jak przybysz z innego świata, jak
dziecko wpatrzone w brzeg jeziora wypatrujące nie wiedzieć czego i
tęskniące nie wiedzieć za czym
-To jezioro dawno tu tak na skraju
lasu?
-Tak Panie dawno, a Pan nie stąd?
- Nie, nie stąd
- A skąd Pan tu tak sam?
- Przywiało mnie tu z jesiennym
wiatrem stamtąd i tak już zostałem
- Z północy ?
- Tak z samej północy
- Byłem kiedyś tam z moja Lidzią,
zaraz po wojnie wiesz pan, tam ludzie inni niż tu,
tacy wie Pan uczynni i uczciwi.
Pamiętam jak jechaliśmy wagonem Panie cały tydzień, aż pod
Słupsk, byłem wtedy młody, a moja Lidzia miała takie śliczne
długie warkocze i jak już dotarliśmy była noc, taka starsza
kobieta nas przenocowała, dała jeść i pić, dobrzy ludzie tam
mieszkają
- Może tacy też jeszcze tam są, nie
znam wielu ludzi, ja raczej omijam ludzi
- A to jezioro skąd tu się tak na
samym skraju lasu znalazło
- Bóg stworzył Panie, on sam i wyszło
mu pięknie – uniósł głowę w górę
- Wielka rzecz Bóg
- Wielka, ze trzysta metrów w tą i ze
dwieście w tamtą - machnął ręką nie wypuszczając kija tak
jakby chciał pokazać mi tą odległość, od chmury zawisłej nad
nami po skrawek niebieskiego nieba na drugim brzegu jeziora
- Wielka rzecz Bóg Panie, wielka
- Ten las Panie to też, on i to niebo
nad jeziorem, widzisz Pan?
- Tak widzę
- Wyszło mu wszystko, oj wyszło
pięknie tylko człowiek marnie Panie, taki pokraczny jakiś
i zawsze szukający czegoś co nie
zgubił
Poprawił się na krześle wbijając je
przy tym głębiej w piach, jakby chciał zakotwiczyć koniec
wypowiedzianego słowa, wyjął papierosa i dla spokojności
zapalił, dym uniósł się lekko nad głową
-Dzień dobry – cześć Leszek znów
moczysz kija – z uśmiechem szerokim podszedł do nas człowiek
niewielkiej postury z lekko odstającym brzuchem, odziany w strój
zarezerwowany tylko dla wędkarzy, lekko przymały, wyglądał w nim
trochę komicznie.
-O czym tak Panowie prawicie
- No widzisz, bo Pan mnie pytał skąd
to jezioro, więc powiedziałem że Bóg stworzył
- Bóg? to dopiero powiedziałeś -
roześmiał się jeszcze bardziej niż przy powitaniu, ciągnął
dalej
– A ty go Leszek widziałeś?
- Nie widziałem, ale wiem że, to on
zrobił
- Leszek, jak mógł Bóg, jak jego nie
ma, przecież ani ty, ani ja go nie widzieliśmy
- Pan widział – jegomość odwrócił
się w moją stronę
- Nie, nie widziałem
- No to kto? – spytał poprawiając
się na krzesełku, wbijając je jeszcze mocniej w piasek
- To ja ci powiem, była dolina, takie
zagłębienie, spadły deszcze, woda się ustała i tyle, ot cały
Bóg
- No to skoro tak, to ryby skąd? Nikt
tu nie wpuścił ryb
- Jak to skąd? Wiatr przyniósł ikrę
z innych jezior i już masz ryby
- Powiesz mi, że wiatr też sam się
wziął tak z siebie?
- Nie wiatr powstał z zimna i ciepła
które, razem się mieszają i tak pędzą chmury, że one same jak
się ganiają i robią wiatr
- I myślisz że to wszystko, co
widzisz tak samo z siebie się tu wzięło? Głupiś
- Tak, nie inaczej – roześmiał się
jegomość poprawiając sumiastego wąsa, jakby na potwierdzenie słów
– Ty Leszek, to jak dziecko, jak dziecko stary jesteś, a jak
dziecko
- Pan jak myśli? - spytał mnie i
teraz obaj milczeli wpatrzeni we mnie oczekując odpowiedzi
- Ja Panowie jestem nie tutejszy, więc
nie wiem co myśleć mam o tym.
Poczułem się jak sędzia który,
stanął przed skazańcem i nie widzi w nim winy, a podpis trzeba
złożyć, powietrze w moich płucach stało się ciężkie i
poczułem ciężar na plecach, przychyliłem się ku wodzie i obmyłem
ręce.
- Do zobaczenia Panowie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz